Dziś, jak zresztą co niedzielę, odwiedziłam babcię i już na starcie zostałam znokautowana obiadem, pełną miską cukierków i talerzem mandarynek. Babciu, jak mogłaś? A no tak, przecież jestem taka chuda i mizerna, a do tego się głodzę i przez to brakuje mi witamin, co w ostateczności doprowadzi do choroby układu odpornościowego i mojej nieuniknionej śmierci. Och, za dużo House'a... Bardzo dobry serial, błyskotliwy humor i świetni aktorzy, ale i tak nie powinnam go przedawkowywać. Jeden odcinek na dzień chyba mi starczy, za pół roku skończę 8 sezon. Powinnam się zająć nauką, a oglądam filmy. "Przecież one do niczego mi się nie przydadzą". A jeśli? Jeśli postanowię iść na medycynę albo zostać agentką FBI? Wszystko jest możliwe. Mądrości moich rodziców, którzy oglądają dwa razy więcej telewizji ode mnie. Ale co z tego, przecież to ja jestem uzależniona i powinnam dla własnego dobra udać się do psychiatry.
Doszłam do wniosku, że za dużo myślę. O wszystkim, ale głównie tym, co będzie. A powinnam się skupić na teraźniejszości, "żyć chwilą". Właśnie, miałam poćwiczyć, a przeglądam Facebook'a i piszę posta. Ambitnie, nieprawdaż? Chociaż nie, to drugie miałam zrobić. Wczoraj wieczorem chciałam w końcu zabrać się za książkę, na którą tak nie mogłam się doczekać, ale po całym dniu nicnierobienia byłam tak wyczerpana (czym?!), że nie miałam ochoty na nic innego, jak tylko pójście spać. Eh, muszę się za siebie wziąć...
1 komentarz:
Się niedziw życie samo wykańczania nie trzeba nie robić
Prześlij komentarz