Po wczorajszym koncercie nareszcie wszystko się skończyło. Pożegnam codzienne próby, ale to niestety wiąże się z byciem na wszystkich lekcjach. Jak to mówią, coś za coś. Jutro przepytywanie z historii, żeby zdać na piątkę. Oby się udało! A jak wam poszło w tym semestrze? Zmieniając temat postanowiłam, że wkleję tu dzisiaj prolog mojej pseudo-książki, a jeśli się Wam spodoba może będę publikować rozdziały co jakiś czas. To mogłoby mnie zmotywować do pisania. No więc przygotujcie się! Bo oto nadchodzi...
"Na wstępie pragnę powiedzieć, że bardzo współczuję ludziom, których sytuacja życiowa choć trochę przypomina bądź przypominała moją. Już od czasu mojego kompletnie zrujnowanego przez fałszywych ludzi dzieciństwa musiałam polegać tylko i wyłącznie na sobie, nie mając obok podparcia, jak większość nastolatek mogących w każdej chwili zadzwonić do najlepszej przyjaciółki, która dzięki zwykłej telefonicznej rozmowie choć trochę poprawi humor. Każdą porażkę, niepowodzenie czy zwykłe załamanie nastroju przeżywałam sama, w kącie brudnego pokoju z obdrapanymi ścianami, często słysząc zza nich okropne krzyki James’a kłócącego się o pieniądze z nowo poznaną dziewczyną.
Nie, to nie jest normalne środowisko dla dziecka. Żal mi tych z nich, które nie spędziły Bożego Narodzenia z rodzicami, jedząc wigilijne potrawy przy pięknie zastawionym obok ustrojonej choinki stole i nieskutecznie próbujących zasnąć będąc za bardzo przejętymi porankiem, bo nie mogły doczekać się wymarzonych prezentów. Nigdy nie przeżyłam tak dwudziestego czwartego grudnia. Nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie to nie boli. Może to dlatego, że nie doświadczyłam miłości od nikogo, właściwie nie mogę sobie wyobrazić takiego uczucia. Możliwe, że nawet odrobinę zazdroszczę osobom, które go doświadczają. To pewnie musi coś wspaniałego… Czasem myślę o tym, jak by to było być kochanym. Nie wiem, czy miłosne ballady, których zwykłam na co dzień słuchać oddają choć w części to uczucie. Z tego co wiem, a może raczej z tego, czego nauczyły mnie te piosenki, nie chodzi przecież o to, żeby ktoś był twoją własnością, ale żeby chciał nią być. Chciał być z tobą każdego dnia, budzić się obok ciebie, i zakochiwać się wciąż od nowa i od nowa…
Niestety nie jestem ekspertką w tych sprawach. Właściwie w ogóle nie byłam towarzyska, nie wspominając o zakochaniu. Ludzi, którzy nieskutecznie próbowali mi pomóc nieufnie trzymałam na dystans, bojąc się ponownie zostać zraniona. Nie dostrzegałam tego, jaką mogą być dla mnie szansą. Ratunkiem od tej smutnej, rzeczywistości, od której na razie odciągały mnie jedynie niespokojne sny. Sny, w których leciałam nad wszystkimi ziemskimi problemami, które mnie otaczały, wciąż się od nich oddalając. Sny, w których mogłam uciec od zmartwień i niepowodzeń, jednym słowem, całego mojego życia. Tak, bardzo chciałam uciec od tego wszystkiego. Po prostu nie wychodziło…"
Chyba najlepsze teksty wychodzą mi pod wpływem emocji. Teraz właściwie żałuje tych, które pojawiły się przy pisaniu prologu u góry...
"Na wstępie pragnę powiedzieć, że bardzo współczuję ludziom, których sytuacja życiowa choć trochę przypomina bądź przypominała moją. Już od czasu mojego kompletnie zrujnowanego przez fałszywych ludzi dzieciństwa musiałam polegać tylko i wyłącznie na sobie, nie mając obok podparcia, jak większość nastolatek mogących w każdej chwili zadzwonić do najlepszej przyjaciółki, która dzięki zwykłej telefonicznej rozmowie choć trochę poprawi humor. Każdą porażkę, niepowodzenie czy zwykłe załamanie nastroju przeżywałam sama, w kącie brudnego pokoju z obdrapanymi ścianami, często słysząc zza nich okropne krzyki James’a kłócącego się o pieniądze z nowo poznaną dziewczyną.
Nie, to nie jest normalne środowisko dla dziecka. Żal mi tych z nich, które nie spędziły Bożego Narodzenia z rodzicami, jedząc wigilijne potrawy przy pięknie zastawionym obok ustrojonej choinki stole i nieskutecznie próbujących zasnąć będąc za bardzo przejętymi porankiem, bo nie mogły doczekać się wymarzonych prezentów. Nigdy nie przeżyłam tak dwudziestego czwartego grudnia. Nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie to nie boli. Może to dlatego, że nie doświadczyłam miłości od nikogo, właściwie nie mogę sobie wyobrazić takiego uczucia. Możliwe, że nawet odrobinę zazdroszczę osobom, które go doświadczają. To pewnie musi coś wspaniałego… Czasem myślę o tym, jak by to było być kochanym. Nie wiem, czy miłosne ballady, których zwykłam na co dzień słuchać oddają choć w części to uczucie. Z tego co wiem, a może raczej z tego, czego nauczyły mnie te piosenki, nie chodzi przecież o to, żeby ktoś był twoją własnością, ale żeby chciał nią być. Chciał być z tobą każdego dnia, budzić się obok ciebie, i zakochiwać się wciąż od nowa i od nowa…
Niestety nie jestem ekspertką w tych sprawach. Właściwie w ogóle nie byłam towarzyska, nie wspominając o zakochaniu. Ludzi, którzy nieskutecznie próbowali mi pomóc nieufnie trzymałam na dystans, bojąc się ponownie zostać zraniona. Nie dostrzegałam tego, jaką mogą być dla mnie szansą. Ratunkiem od tej smutnej, rzeczywistości, od której na razie odciągały mnie jedynie niespokojne sny. Sny, w których leciałam nad wszystkimi ziemskimi problemami, które mnie otaczały, wciąż się od nich oddalając. Sny, w których mogłam uciec od zmartwień i niepowodzeń, jednym słowem, całego mojego życia. Tak, bardzo chciałam uciec od tego wszystkiego. Po prostu nie wychodziło…"
Jeśli czytacie ten akapit, doszliście całkiem daleko i nie wyparowały Wam mózgi, więc należą się serdeczne gratulacje. Tak czy inaczej jest to chyba mój najlepszy tekst, tak że boje się, co pisałam wcześniej. Cóż... Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale warto próbować. Nieskromnie mówiąc okropnie mi się podoba ostatnie zdanie drugiego akapitu, co zresztą mówiłam już znajomym, którzy dostąpili zaszczytu przeczytania tego jako pierwsi. Właściwie nie wiem dlaczego, ale mogłabym nazwać je taką moją osobistą definicją miłości. Nie sądzicie, że każdy powinien taką mieć? Moim zdaniem tak, bo każdej osobie miłość kojarzy się z czym innym. Nie mówię o samym odczuciu, ale raczej jakichś, jakby to ująć, rzeczach pośrednich (?). W tym momencie macie prawo nie zrozumieć, o czym piszę.
Chyba najlepsze teksty wychodzą mi pod wpływem emocji. Teraz właściwie żałuje tych, które pojawiły się przy pisaniu prologu u góry...
"Trochę naszego życia pozostanie na zawsze w nieznanych przyjaciołach, którzy nas rozumieli i kochali."
1 komentarz:
Miłości nie zaznałem także ale tekst ciekawy proszę o książkę :)
Prześlij komentarz